Bieganie traktowane jest raczej jako sport indywidualny. Mimo to potrafi wciągnąć właśnie ze względu na ludzi. Sama jestem w stanie znaleźć kilka osób w moim otoczeniu, które powiedzą: „Nie lubię biegać”, ale okazji do spotkania nie przepuszczą. Fakt, czasem odrobinę pomarudzą. Spytają się: „Czy aby na pewno muszę?”. Po kilku kilometrach usłyszymy od nich: „A daleko jeszcze?”. Możecie jednak mieć pewność – pojawią się znowu i chętnie wezmą udział w kolejnym wspólnym biegu. Przecież nic tak nie motywuje, jak obecność innych ludzi.
Kiedy biegniemy sami, mamy czas na przemyślenia i możemy poruszać się w idealnie dopasowanym do nas tempie. Wystarczy, że wyjdziemy z domu i ruszymy przed siebie. Nie czekamy, aż ktoś do nas dołączy. Biegniemy tam, gdzie poniosą nas nogi – oczywiście tylko wtedy, gdy nie realizujemy konkretnego planu treningowego. Możemy pobyć sami ze sobą i oczyścić myśli, ułożyć plan na następny dzień lub wpaść na szalony pomysł i obrać nowy cel w życiu. Choć taka forma samotności ma wiele zalet, to w końcu i tak zatęsknimy za hałasem miasta, uśmiechem innych osób i czasem spędzonym w grupie.
Wszystko dlatego, że człowiek z natury jest istotą stadną. Właśnie z tego powodu, choć cieszymy z indywidualnych sukcesów, największą frajdę przynoszą nam te drużynowe. Najważniejsze jest w nich poczucie, że jesteśmy częścią zespołu, a nasza aktywność jest elementem jego sukcesu. Moje doświadczenia związane z udziałem w Akademickich Mistrzostwach Polski oraz w mniejszych zawodach – takich jak biegi uliczne – pokazały, że to właśnie team ma największą siłę. Zaletą jest też fakt, że należenie do niego zapewnia większą motywację i skłania nas do tego, by dać z siebie 110%. Gdy startujemy sami i wiemy, że nie uda się nam osiągnąć zamierzonej lokaty lub czasu, odpuszczamy o wiele łatwiej, niż podczas biegu grupowego. Bonusem są też kibice – pamiętajcie, że gdy startujemy w zespole, automatycznie dopinguje nas więcej osób!
Pisząc o biegach drużynowych, warto wspomnieć o ich wyjątkowej odmianie – sztafecie. To właśnie ona zazwyczaj kończy zmagania podczas najważniejszych imprez lekkoatletycznych. Doczekała się nawet własnych mistrzostw świata! A wiecie, że ma też swoją odmianę uliczną i triatlonową? Emocji podczas oglądania sztafet, a tym bardziej podczas udziału w nich i w chwili przekazywania pałeczki, nie brakuje. Dodatkowo ogromnie ważny jest wspólny cel, który łączy uczestników i buduje całą atmosferę zawodów. Czasami jeden udział w tego typu biegu wystarczy, by zespół zgrał się na lata i rozpoczął regularne treningi. W ten sposób właśnie rodzą się przyjaźnie – znajdujemy ludzi, z którymi przyjemnie spędzamy czas, nawet jeśli bieganie nie jest naszą najmocniejszą stroną. W moim przypadku to właśnie osoby, które poznałam dzięki bieganiu, są najważniejszą częścią treningów. Pamiętajcie – siła jest w drużynie!
Agata Masiulaniec